ONO UWIERZY

Jest prawdą powszechnie znaną, a już na pewno większości rodzicom, że połowa sierpnia, tak pięknie zaznaczona świętem Wniebowzięcia Matki Bożej, wyznacza niepisaną granicę wakacji. Niby jeszcze trwają, ale już gdzieś zaczyna pachnieć nowym rokiem szkolnym… Niby żyjemy w zwolnionym tempie, a już powoli zaopatrujemy się w baterie do budzików…

Oczywiście, można zaklinać rzeczywistość organizując ostatnie wakacyjne wyjazdy i towarzyskie spotkania, ale owa rzeczywistość pozostaje nieubłagana – czas wracać do szkoły! W sklepach, dyskontach i innych centrach dobra wszelakiego, już w pierwszej połowie sierpnia pojawia się asortyment edukacyjny, skutecznie przykuwający uwagę uczniów i dużych i tych mniejszych. Dzieci toczą z rodzicami coroczną walkę o nowe przybory szkolne, mimo, że w domach zalegają liczne, czasami kompletne zestawy z poprzedniego roku.

Niestety, żadne próby zignorowania faktu, że zbliża się szkoła, nie sprawią, że wydłużymy sobie wakacje… Czas płynie nieubłaganie. Ledwo człowiek upora się z urlopowym rozgardiaszem, wytrzepie nadmorski piasek z wakacyjnego bagażu, pozbędzie się żyjątek z namiotów; ledwie nacieszy się nieobecnością swoich Pociech zapobiegawczo ulokowanych na obozach, oazach i koloniach – a już koniec wakacji zmusza do przestawienia się na zupełnie inne tory. Wiedzą to zwłaszcza rodzice, którzy, wraz z początkiem września, wspinają się na wyżyny logistyki organizując życie szkolne i pozaszkolne swoich dzieci. Wiedzą to także, a może przede wszystkim, mamy – mniej lub bardziej czynne zawodowo – które z Logistyki Życia Rodzinnego powinny uzyskać doktorat z automatu.

W dobie, gdy wszyscy prześcigamy się w zapewnianiu swoim Latoroślom odpowiednich do wieku, zainteresowań
i przyszłego rynku pracy, zajęć pozalekcyjnych, warto pamiętać o jednej rzeczy: żadne zajęcia dodatkowe, szkoły językowe, kluby sportowe i taneczne, żadna szermierka, taekwondo i nauka suahili, nie zagwarantują prawidłowego rozwoju duchowego i moralnego naszym dzieciom, jeżeli w ich życiu zabraknie czasu i sił na to, co NAJWAŻNIEJSZE – na EUCHARYSTIĘ. To właśnie niedzielne Spotkanie z żywym, prawdziwym i miłującym Bogiem Ojcem, który czeka, by umieścić Go w tygodniowym harmonogramie pracy i nauki, powinno stanowić centrum życia każdego chrześcijanina – również tego małego.

To od nas rodziców, tak skutecznie i metodycznie planujących proces dydaktyczno-wychowawczy naszych dzieci zależy,
czy będą miały na czym budować i kształtować swój moralny i duchowy kręgosłup. Bo dzieci, którym często tak szczelnie planujemy czas, są ufne i wzorują się na nas. Jeżeli powiemy im, że w grudniu przyjdzie św. Mikołaj, to dziecko nam uwierzy. Jeżeli powiemy, że na końcu tęczy jest skarb - ono nam uwierzy. I jeżeli powiemy, że to niedzielna Eucharystia jest centrum Wszechświata i Źródłem siły – ono też nam uwierzy! ! !

Drodzy Rodzice dzieci małych i większych! Życie w duchu Ewangelii i życie, w którym Eucharystia jest najważniejsza, może być przygodą tym wspanialszą, że przeżywaną z najlepszym Przyjacielem Człowieka – jego Stwórcą, Panem i Zbawicielem.

I nawet jeżeli Wasze dziecko na Mszy świętej, niewiele z niej rozumiejąc, liczy świeczki w wotywniku, kropki na swojej sukience, poszturchuje rodzeństwo lub dokonuje przeglądu Waszej torebki – to możecie mieć pewność, że ucząc je miłości do Eucharystii – dajecie mu wszystko, co w życiu najpiękniejsze i najistotniejsze.

Warto o tym pamiętać układając plan i harmonogram swojego życia w nowym roku szkolnym…

.

 

mf

do góry